Imperium Tour: Dziewięć osób, 4 spektakle, 2000 km. Wyruszamy o 9 rano z Warszawy, reżyserka Alicja, osoby aktorskie Oma, Olia, Łukasz i akordeonista Alexey oraz Adrien odpowiedzialny za wizualizację/video. Maciej i Ola, osoby aktywistyczne z Grupy Granica, które po każdym spektaklu opowiadały o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Sytuacja osób w drodze, przejście puszczy białowieskiej: to doświadczenie jest trzonem spektaklu „Imperium”.
Kierujemy się w stronę Łotwy do Dyneburga, drugiego największego miasta po Rydze. Musimy przejechać całą Litwę, następnie Łotwę. Jesteśmy w Unii Europejskiej, nawet nie zauważamy, kiedy przekraczamy granicę, dla nas to jest takie łatwe, nikt nas nie zatrzymuje, nikt nie kontroluje.
Zmienia się tylko krajobraz, jedziemy bez mała pustą drogą, otoczeni łąkami, lasem, mijamy kolejne jeziora i rzeki, jest pięknie.
Ta wycieczka nie składa się z przypadkowych osób, nasze drogi już się wcześniej przecięły, kiedyś już współpracowaliśmy, mamy wspólne aktywistyczne działania za sobą, z niektórymi spotkaliśmy się w lesie, niosąc pomoc humanitarną, ten las ciągnie się za nami, zostaje w nas.
W Dyneburgu czeka na nas Ieva i Niks. Organizacyjnie i technicznie będą opiekować się nami w Łotwie.
Pierwszy spektakl gramy w szkole. Nie jest, to typowa szkoła, ale bardzo nowoczesna, z pracowniami, które robią na nas duże wrażenie. Sala, w której będziemy grać spektakl to coś na kształt galerii i sali konferencyjnej.
Cały dzień schodzi nam na przygotowaniu przestrzeni, ułożeniu podłogi scenicznej, ustawieniu świateł, video i dźwięku. Zrobieniu pierwszej próby.
Mamy czas, aby obejrzeć miasto, zaglądamy do cerkwi, synagogi i kościoła. Idziemy z wizytą do Centrum Kultury Polskiej, gdzie zapraszamy na spektakl.
Oczywiście trochę się martwimy, czy ktoś przyjdzie zobaczyć „Imperium”. Migracje, uchodźstwo to nie jest łatwy i popularny temat. Jest pełna sala, około 50 osób. Zaczynamy.
„Śni mi się las. Zamykam oczy i czuję mech pod stopami. Nie widzę już drzew i krzaków, tylko kryjówki. Nie słyszę ptaków, ale dźwięki, które mają moc, żeby zagłuszyć moje kroki.”
To przedstawienie jest gęste od dźwięków, ruchu, światła, nie jest oczywiste, nie jest wprost, to jest jego siła. Widzę osoby z publiczności, które ocierają łzy, widzę osoby z publiczności, które przeszły tę drogę i mają to doświadczenie.
Po spektaklu zostają wszyscy, chcą dowiedzieć się więcej, jest okazja, aby porozmawiać z aktywistami i aktywistkami. Do Oli i Maćka dołącza łotewska aktywistka Ieva oraz aktywista z Litwy Mantautas działający w Sienos Grupe, spotkanie prowadzi Anna z We want to help refugees z Łotwy.
Już nie ma metafor, jest o przemocy służb mundurowych, jest o przemocy systemowej, o trudnościach, z jakimi spotykają się aktywiści, i represjach, które ich dotykają.
Ryga, oddalona od Dyneburga o zaledwie 230 km. Czujemy tę różnicę, widać ją w architekturze, czuć bliskość Skandynawii, jest wielkomiejsko. Słychać w języku, ponad połowa populacji to Łotysze, zupełnie odwrotnie niż w Dyneburgu, gdzie ponad połowa to Rosjanie.
Do Rygi wpadamy na dwa dni. Pierwszego dnia Ola opowiada o sytuacji na pograniczu po łotewskiej premierze filmu Agnieszki Holland „Zielona Granica”.
Drugiego dnia gramy „Imperium” w Dirty Deal Teatro. Tym razem w teatrze, od razu czuć różnicę, widzę to po aktorach. Przestrzeń podobna do małej sceny Teatru Powszechnego, gdzie odbyła się warszawska premiera „Imperium”.
Zaczynamy próbę, Oma, Łukasz, Olia i Alexey są już na scenie, Alicja z Adrienem w reżyserce, wszyscy są na miejscu, są w teatrze, czują się jak u siebie. Idzie sprawnie, po dwóch godzinach wszystko ustawione, można odpocząć, bo wieczorem gramy.
Od początku naszej wycieczki towarzyszą nam dwie filmowczynie. Dlatego też zaraz po próbie nagrywają setki z Alicją, Łukaszem, Olą i Maćkiem.
Dziewczyny ze swoją kamerą są też na wieczornym spektaklu. Może uda się złapać to napięcie na chwilę przed, te emocje, jak pójdzie tym razem, tę lekką obawę, czy i kto przyjdzie?
I tak jak w Dyneburgu sala jest pełna. Publiczność zostaje na spotkaniu, tym razem jako gościni do Oli i Maćka dołącza reżyserka „Imperium” Alicja.
Kończy się nasza łotewska przygoda, jutro ruszamy do Wilna. Jeszcze tylko wieczorne spotkanie, już takie “off the record”. Chcemy pobyć jeszcze razem, z Ievą, Niksem, z Ievą i Anną, z dziewczynami z Fundacji Batorego, które specjalnie przyjechały do Łotwy. Jest miło, śmiesznie, jest bezpiecznie. „Jest bezpiecznie” tym zdaniem kończy się przedstawienie. Jest bezpiecznie.
Wilno, tutaj jesteśmy dwa razy. Pierwszy dzień, to czas wolny. Wolny od prób, grania, trochę wolny od siebie, robimy przestrzeń. Maciek idzie do muzeum. Alicja, Łukasz i Adrien szwendają się po mieście. Alexey spotyka się ze znajomymi. Z Alicją i Łukaszem wpadamy do TVP Wilno, gdzie będą opowiadać o przedstawieniu i sytuacji na granicy. TVP Wilno powstało 4 lata temu, małe studio znajdujące się na ostatnim piętrze Instytutu Polskiego.
Wieczorem spotykamy się z Mantautusem w vege knajpie, będziemy wracać do tego miejsca jeszcze kilkukrotnie.
Zanim zagramy w Wilnie, przed nami kolejne miasto – Wisaginia. Położone niedaleko granicy z Białorusią (10km) i Łotwą (15 km) oraz 7 km od nieczynnej elektrowni jądrowej typu czarnobylskiego. Wygaszenie tej elektrowni było jednym z warunków wejścia Litwy do Unii Europejskiej.
Małe miasteczko nad jeziorem, post-sowieckie bloki otoczone sosnami. Na centralnym placu stoi wysoki pomnik lecącego żurawia, pod nim znajduje się wyświetlacz z licznikiem Geigera, kiedyś pokazywał aktualny poziom napromieniowania w mieście.
Nie jest zaskoczeniem, że w tym mieście gramy w Ośrodku Kultury, scena na podwyższeniu, wielka widownia, reżyserka do której trudno trafić w gąszczu korytarzy.
W miasteczku działa coś na kształt alternatywnego ośrodka kultury, bezpieczne miejsce dla dzieciaków, cztery piętra szalonych pomysłów, pokój kryjący kolekcję kilkudziesięciu tysięcy małych figurek czy pokój relaksu, gdzie pod sufitem wiszą przeróżne dzwoneczki i łapacze snów. Pokazał i opowiadał nam o tym niezwykłym miejscu Alex, który kilka lat temu je stworzył.
Na wieczorny spektakl Alex przyszedł z dzieciakami i nastolatkami, z którymi wspólnie tworzą tę alternatywną przestrzeń zwaną Tochka.
Jest taki moment w spektaklu, w którym widzowie czytają wiadomości z telefonów, które leżą na scenie. Takie same wiadomości, które przychodzą do grup pomocowych od osób w drodze: „Grupa z Syrii. Kobieta w czwartym miesiącu ciąży, mężczyzna i dwójka dzieci. Kobietę boli brzuch i krwawi. Potrzebują środków higieny osobistej, suchych ciuchów, wody i jedzenia. Buty w rozm. 38, 32, 33, 45.”
W Wisaginiii to właśnie Alex i kilka “jego” dzieciaków odważyło się podejść na scenę i przeczytać teksty.
Również tutaj odbyła się najtrudniejsza dyskusja po spektaklu. Do tej pory nigdzie nie spotkaliśmy się z jawnym i wręcz wrogim nastawieniem do przyjmowania uchodźców. Dopiero tutaj w trakcie spotkania swoją, zaskakującą dla nas opinię wyraził dyrektor Ośrodka Kultury, w którym zaledwie godzinę wcześniej grane było „Imperium”.
W Wisaginii jesteśmy obcy, nie rozumiemy rytmu tego miasteczka, trochę nas ciekawi, ale też chcemy już je zostawić. Emocje zmywamy w jeziorze, potem jeszcze jedziemy pod nieczynną elektrownie jądrową. Zastanawiamy się, jak było zorganizowane życie miasteczka, kiedy jeszcze działała.
Wracamy do Wilna. Wracamy do teatru, takiego przez wielkie „T”. Ostatnie przedstawienie odbywa się w Teatrze Starym. Powrót na „prawdziwe” deski, złocenia na balkonach, ciężkie czarne kotary, wszystko to robi niesamowity efekt, aż ciężko się oddycha. To po przedstawieniu w tym teatrze Alexey powie „tu zrobiliśmy prawdziwą sztukę, nie tylko zaangażowane przedstawienie!”
Wyjazd Imperium Tour został zrealizowany w ramach inicjatywy regionalnej „Empire in the Baltic States”, finansowanej przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programów Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy, Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny, Aktywni Obywatele – Litwa, Aktywni Obywatele – Łotwa.
Tekst: Agata Kubis
Fot. Agata Kubis
Reportaż ukazał się na portalu Onet.pl