fbpx
Wyspa dialogu. Pamięć, edukacja i przyszłość na Utøi
05 sierpnia 2024

Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego, w których bardzo dobre wyniki osiągnęły skrajnie prawicowe partie, pokazały, że społeczeństwa się radykalizują. To trend widoczny w Europie i USA. Także w Polsce radykalne poglądy i ugrupowania rosną w siłę, a dialog między osobami reprezentującymi różne opcje polityczne staje się coraz trudniejszy. Czy i jak możemy temu zapobiegać? Grupa polskich organizacji pozarządowych, działających na rzecz demokracji, pojechała szukać odpowiedzi na wyspę Utøya, na której norweski radykalista dokonał największej zbrodni w historii współczesnej Norwegii.  

Na norweskim jeziorze Tyrifjorden jest 20 wysp, od całkiem malutkich po najrozleglejszą Storøyę. Ich liczba nie dziwi, bo to polodowcowe jezioro jest piątym co do wielkości w kraju. Miejscami jest głębokie prawie na 300 m. Pogoda potrafi się tu zmienić kilka razy w ciągu dnia, a kiedy zerwie się wiatr (zrywa się często) i fale zaczynają uderzać o skaliste klify, można się poczuć prawie jak nad morzem. Wśród wysp na Tyrifjorden Utøya („ut” to po norwesku na zewnątrz, „øya” to wyspa) nie jest ani największa, ani najmniejsza. Można by pomyśleć, że niczym się nie wyróżnia. A jednak, 13 lat temu to właśnie ona przyciągnęła uwagę całego świata. 

22 lipca 

22 lipca 2011 roku o 15.25 w dzielnicy rządowej w Oslo wybuchła ważąca 950 kilogramów bomba domowej produkcji. Uszkodziła siedzibę premiera i elewacje sąsiednich budynków i zabiła 8 osób. Odpowiedzialny za podłożenie jej człowiek wsiadł następnie do furgonetki i pojechał w kierunku wyspy Utøya. Był ubrany w kupiony w internecie mundur policjanta i za stróża prawa się podawał. Obsługującemu prom na Utøyę pracownikowi wyspy powiedział, że przyjechał po zamachu zadbać o bezpieczeństwo młodzieży, która przebywała tam na obozie letnim (było tam ponad 500 osób). Został przewieziony na wyspę wraz z zapasem broni i o 17.20 otworzył ogień najpierw do strażników i kierowniczki Utøi, a następnie do młodych ludzi. Polował na nich przez ponad godzinę.  

Bezpośrednio po zamachu w Oslo panowało powszechne przekonanie, że to sprawka Al-Kaidy albo innej terrorystycznej organizacji islamskiej. Gdy o 18.34 na Utøi policja aresztowała zamachowca, zaskoczenie, że sprawcą jest jeden biały mężczyzna, Norweg, chrześcijanin, konserwatysta ideologicznie przeciwny obecności islamu w Europie, było ogromne. 

Wyspa symbol 

Tej historii nie da się porównać z żadną inną w powojennych losach Norwegii. Stoi w sprzeczności z obrazem kraju, postrzeganego jako jeden z bezpieczniejszych w Europie i w kontrze do przekonania, że największe terrorystyczne zagrożenie dla mieszkańców Zachodu pochodzi z islamu. Kłóci się ze zwyczajnym porządkiem świata. To też największa w historii masakra dokonana przez jednego człowieka. W Norwegii Utøya i 22 lipca stały się symbolami zamachu na demokrację i obrony demokracji. – Musimy dzielnie bronić naszych wartości – mówił niedługo po krwawych wydarzeniach w Oslo i na wyspie Jens Stoltenberg, wówczas premier kraju. – Odpowiedzią Norwegii na przemoc będzie więcej demokracji, więcej otwartości i więcej współdecydowania w polityce. 

– To nie jest jakakolwiek wyspa – podkreśla Lars Gudmundson, dyrektor Utøya Learning Centre i nasz przewodnik po Utøi. – 22 lipca 2011 roku terrorysta zabił tu 69 osób, w większości bardzo młodych.  

– Nie dziwi mnie, że niektórzy z was mają obawy, by spędzić tu noc – ciągnie Lars. – To naturalna reakcja. Ale postaramy się sprawić, byście poczuli się tu komfortowo. Zależy nam, żebyście wyjechali stąd z lepszymi uczuciami, niż przyjeżdżając, z wiarą w siłę dialogu i demokracji. 

Te słowa kieruje do polskiej grupy, która przyjechała na wyspę słuchać i dyskutować o genezie współczesnego radykalizmu i sposobach przeciwdziałania mu. A także zobaczyć, jak można społecznie przeżywać i upamiętniać taką tragedię, jak o niej mówić, nie antagonizując. W grupie są przedstawiciele 12 polskich NGOi, zaangażowanych w działania na rzecz demokracji oraz organizatorki: Anna Fedas z Fundacji im. Stefana Batorego i Ewa Stokłuska z Fundacji Edukacja dla Demokracji. A także Julia Pełka i Paulina Skibińska, dokumentalistki (które przygotowują film podsumowujący czteroletni program Fundacji Batorego Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy), tłumaczka Taida Meredith i ja, która będę ją opisywać. 

Na wyspie mamy spędzić trzy noce i trzy dni, w małych drewnianych domkach, norweskich hytte stojących wśród drzew i urządzonych bardzo prosto.  

Wyspa natury 

Na Utøyę dostać można się jedynie łodzią albo niedużym promem MS Thorbjørn, obsługiwanym przez pracowników tutejszego centrum. Wsiadamy na niego na efektownym betonowym nadbrzeżu, które jest częścią pomnika, jaki państwo ufundowało 11 lat po wydarzeniach 22 lipca, by upamiętnić ofiary. W jego skład wchodzi też instalacja z brązu – 77 wąskich kolumn (każda z imieniem, nazwiskiem i wiekiem jednej osoby zabitej tego dnia w Oslo i na Utøi), które z góry układają się w falę. Co roku, w rocznicę wydarzeń osiem kolumn upamiętniających ofiary bomby w dzielnicy rządowej wskazuje miejsce, w którym było słońce, gdy to się stało. Kolejne 69 pokazuje drogę słońca po niebie podczas strzelaniny na wyspie. Tego dowiemy się później, ale pomnik i bez tej informacji robi wrażenie.
Stojąc obok niego, w oddali widzimy wyspę – spokojną, zalesioną. Gdy prom zbliża się do niej, a my wysiadamy na nadbrzeże, uderza nas, jak piękna jest Utøya. Szczególnie teraz, w czerwcu, gdy dzika norweska natura jest w pełnym rozkwicie. Wiatr porusza liśćmi na drzewach, ptaki śpiewają, kwitnie fioletowy łubin i inne polne kwiaty. Woda obmywa skaliste brzegi. Sielskiego klimatu dodaje biały budynek z wysoką podmurówką i czerwonym dachem na wprost przystani, na którym wypisano czerwonymi literami nazwę „Utøya”.
Kiedy przez najbliższe dni spacerujemy ścieżkami okrążającymi wyspę wzdłuż wybrzeża, nie raz uderzy nas kontrast tej sielankowej scenerii i historii, która się tu rozegrała. Ale natura i życie były tu długo przed 22 lipca i są nadal. Podobnie jak demokracja. Gospodarze wyspy uczynili tę myśl swoim głównym przesłaniem. 

Wyspa młodzieży 

Nasz spacer po wyspie z Larsem Gudmundsonem rozpoczynamy pod budynkiem Utøya Learning Centre, wybudowanym już po masakrze, w 2016 roku. W środku mieści się stołówka, biblioteka i sale konferencyjne. Tutaj przyjeżdżają uczyć się o 22 lipca, a także na szkolenia i warsztaty o zapobieganiu radykalizmowi, grupy szkolne i złożone z przedstawicieli różnych organizacji, z Norwegii i międzynarodowe. Takie jak my. 

To nie będzie długa przechadzka, podkreśla nasz przewodnik, bo całą wyspę można obejść w 15-20 minut. Na początek Lars pokazuje nam łąkę poniżej, gdzie w czasie letnich obozów uczestnicy rozbijają namioty. Potem prowadzi nas na trawiaste zbocze, opadające łagodnie w stronę przystani, na którą przypłynęliśmy. Przed nami, na maszcie, powiewa tęczowa flaga (w Norwegii w ten sposób w wielu miejscach świętuje się obchodzony w czerwcu miesiąc dumy LGBT1). W dole zbocza stoi budynek z charakterystyczną dla Norwegii brunatno – czerwoną drewnianą elewacją, jeden z pierwszych, jakie wybudowano na Utøi. Od naszej strony ma zadaszoną niewielką scenę z białą mównicą ozdobioną nazwą wyspy. Lars wyjaśnia, że to z niej politycy przemawiają do siedzącej na zboczu młodzieży, a ta z nimi dyskutuje.  

Norwegowie, by dbać o demokrację, uczą jej dzieci od małego. Na wyspie Utøya od lat odbywają się letnie obozy, w czasie których młodzież spotyka się z politykami Partii Pracy, zadaje pytania, kwestionuje ich decyzje. To miejsce wychowało wielu czołowych norweskich polityków, choćby Jensa Stoltenberga czy Gro Harlem Brundtland, pierwszą kobietę, która została premierką kraju i sprawowała tę funkcję aż trzykrotnie.  

– Historia Utøi zaczyna się długo przed atakiem – podkreśla Lars. – To ona wyjaśnia czemu wyspa stała się celem terrorysty. Od lat przyjeżdżają tu młodzi ludzie, zaangażowani społecznie, którzy chcą zmieniać świat.  

Utøya długo była własnością prywatną. W średniowieczu należała do klasztoru z pobliskiej Storøyi, a mnisi założyli tu ogród ziołowy (stąd wiele gatunków niespotykanych lokalnie roślin, które rosną tu do dzisiaj). Potem zmieniała właścicieli wielokrotnie. Drewniany budynek, na który patrzymy, pochodzi z 1867 r. Wybudował go Gunerius Pettersen – bogaty biznesmen z Oslo, jako spichlerz dla domu letniego (białego budynku z czerwonymi literami na wprost przystani). Ze wspólnikami spędzali tu wakacje. Na początku lat 30. XX wieku ówczesny właściciel, Jens Kristian Bratlie, sprzedał ją lewicowej Partii Pracy – co może dziwić, bo sam był prominentnym członkiem Norweskiej Partii Konserwatywnej, a nawet przewodniczącym parlamentu, a potem premierem kraju z jej ramienia. Utøya stała się ośrodkiem szerzenia poglądów sprzecznych z jego własnymi – lewicowych, równościowych i demokratycznych. Aż do wybuchu II wojny światowej Partia Pracy i jej Liga Młodzieżowa organizowały tu letnie obozy dla dzieci z rodzin robotniczych. Polityka międzynarodowa, ekonomia, domowa wojna w Hiszpanii – te tematy dominowały w prowadzonych dyskusjach. W 1936 r. odwiedził Utøyę Lew Trocki i ponoć kończył tu pisać legendarną „Zdradzoną rewolucję”. 1939 rok pchnął wyspę ponownie w ręce konserwatystów z Norweskiej Partii Nazistowskiej, którzy w ciepłych miesiącach robili tu spotkania i zloty dla członków własnej młodzieżówki. Zimą za to, gdy wyspa pustoszała, ukrywali się na niej członkowie ruchu oporu. Po wojnie Partia Pracy odzyskała pozycję największej i najbardziej wpływowej w kraju. W 1950 r. norweskie władze zdecydowały się oddać Utøyę Lidze Młodzieżowej Partii Pracy (AUF) i do dziś znajduje się ona w jej rękach. AUF robi tu szkolenia, zloty i obozy młodzieżowe. To na Utøi członkowie Partii Pracy i AUF dyskutowali o potencjalnym wstąpieniu Norwegii do EU (do którego nie doszło) i szukali rozwiązań, gdy partia straciła większość w wyborach. Ta niewielka wyspa przez lata miała wielki wpływ na politykę.  

– Demokracja, społeczeństwo wielokulturowe i genderowo równościowe. To w te wartości, za których szerzenie winił Partię Pracy, uderzył Anders Behring Brevik 22 lipca 2011 roku – mówi Lars. – Dlatego podłożył bombę pod siedzibą premiera w Oslo, a parę godzin później strzelał na Utøi do młodych ludzi, którzy w przyszłości mogli zostać politykami partii. 

To chyba jedyny raz, gdy podczas naszej wizyty słyszymy nazwisko terrorysty. Pracownicy tutejszej fundacji celowo go nie wymieniają, skupiając się na przyszłości i upamiętnieniu ofiar. To jej chcą dać głos na Utøi, a nie przesłaniu zamachowca, jego nienawiści i strachowi przed „innymi”. Nigdzie też nie pojawia się myśl o wrogu, na którym trzeba się zemścić. 

Wyspa pamięci 

Ruszamy za Larsem ścieżką wokół wyspy ze świadomością, że tędy uciekała przed terrorystą młodzież. Strzelał do niej z założeniem, że chce zabić tak wielu, jak się da. Idziemy ścieżką za dawnym domem letnim, mijamy łąkę porośniętą łubinem i dochodzimy do drewnianego budynku z lat 50., zwanego „Szkołą”, gdzie zwyczajowo nocowały osoby z dziećmi. Lars mówi, że tutaj ukryło się 50 młodych ludzi, barykadując okna i drzwi materacami. Zamachowiec strzelał z zewnątrz, ale do środka nie wszedł. Wszyscy przeżyli. Napastnika, który wcześniej dwukrotnie dzwonił na policję, że chce się poddać, aresztowano właśnie tutaj. Parę minut po tym, jak zastrzelił ostatnie trzy ofiary. 

Ścieżka dalej jest wąska i wije się na krawędzi wyspy pod drzewami. Brzeg od tej strony to strome klify, a widok na jezioro przywodzi na myśl chorwackie wybrzeże albo krajobraz Wysp Skellige z kultowej gry „Wiedźmin”.
– Te ścieżki nazywamy „kjærlighetsstien”, czyli dróżki miłości – mówi Lars – na obozach, gdy wokół jest kilkaset osób, spragnieni samotności albo chwili we dwoje mogą ją tu znaleźć. 

Nagle tuż obok ścieżki widzimy ceramicznego ptaszka i kilka kamiennych serduszek, jedno ma napis, który można przetłumaczyć jako „kochana i utęskniona”. Na sośnie obok ktoś przyczepił metalową tabliczkę z imieniem. Tutaj, dokładnie w tym miejscu, zginęła Åsta Sofie. Kiedy terrorysta chodził po wyspie i strzelał, a nastolatkowie uciekali, nikt nie wiedział czy i gdzie dosięgną go kule – na ścieżce, w budynku, na klifach, a może, gdy ukryje się w wysokiej trawie albo będzie próbował płynąć w stronę lądu. Uderza nas jeszcze jedna myśl. Przejście z jednego krańca wyspy na drugi zajęło nam tylko 10 minut, a napastnik na Utøi strzelał przez godzinę i 15 minut. Przy wielkości wyspy to bardzo dużo czasu.  

Upamiętnianie ofiar tragedii, która się tu wydarzyła to jeden z głównych celów (oprócz edukacji i zaangażowania politycznego), jaki postawiła przed sobą AUF myśląc o przyszłości Utøi. Lars mówi, że o tym, jak to zrobić długo dyskutowano z rodzinami ofiar i ocalałymi. W 2015 roku zapadła decyzja, że na Utøyę powróci życie i letnie obozy, powstanie centrum edukacyjne i centrum pamięci. To jasna wiadomość dla świata, że terrorysta i jego przesłanie nie zwyciężyli. 

Lars pokazuje nam „drzewo wartości” – rozłożystą, starą sosnę, na której trzepoczą zalaminowane kartki w różnych kolorach. Ci, którzy przeżyli i bliscy ofiar piszą na nich wspomnienia i refleksje. Potem zaprasza nas do środka centrum pamięci – dużego, nowoczesnego budynku ze szklaną fasadą obudowaną ażurowo deskami, prostego i pięknie wtapiającego się w naturę. Na parterze jest tu przestrzeń do dyskusji, są gry edukacyjne o demokracji i prawach człowieka. W rogu stoi instalacja, która przypomina wielki kołonotatnik zrobiony ze sklejki. Na każdej stronie imię, nazwisko i wiek, na niektórych zdjęcia i historie ofiar: szesnastoletnia Asta Sofie Helland Dahl (ta upamiętniona na ścieżce) pozuje w czarnym cylindrze, jej rówieśnica Andrine Bakkene Espeland na zdjęciach z dzieciństwa i współczesnych, siedemnastoletni Hakon – z tubą, gitarą i dziewczyną, Johanes Buo ma lat 14 i pucułowate policzki, a Karar Mustafa Quasim jest dziewiętnastolatkiem o odważnym spojrzeniu, z długimi ciemnymi włosami. Przy niektórych fotografii brak, jak wyjaśni nam Lars, ich rodziny jeszcze nie są gotowe, by życie swego dziecka opisać w kilku zdjęciach i krótkim tekście. 

Ale największe wrażenie robi dawna kafeteria, którą obudowano budynkiem ze szkła i drewna, zatrzymując ją jak w kapsule czasu. Tamtego dnia, po zamachach w Oslo, w kafeterii zebrała się młodzież. Siedzieli stłoczeni w parującym od deszczu na zewnątrz wnętrzu, przy drzwiach leżały dziesiątki kaloszy, które zdjęli wchodząc. Prowadzący obóz i Monika Bosci, czterdziestopięcioletnia kierowniczka wyspy, chcieli poinformować młodych ludzi o sytuacji w stolicy, uspokoić. Monika dodała, że Utøya jest daleko od Oslo i jest najbezpieczniejszym miejscem, w jakim można się znaleźć (niedługo potem została jedną w pierwszych ofiar terrorysty). W kafeterii zastał uczestników obozu napastnik z bronią. Chodził i strzelał z bliska do zastygłych w przerażeniu młodych ludzi. Zabił 13 osób, wiele ranił.  

Dziś do środka wchodzi się z wnętrza nowego budynku po popękanych betonowych schodach, tych samych, po których wszedł tu terrorysta. Sale kafeterii pamiętają lata 70. i 80. Na podłodze linoleum, na ścianach boazeria pomalowana na kolor złamanej bieli i plakaty z socjalistycznymi hasłami, stare ludowe meble, przy wejściu oldschoolowy rzutnik, na wprost niego – brązowe pianino. Pod ścianami leżą serduszka z kamienia i szkła z wyrazami tęsknoty, figurki aniołów, suszone kwiaty, stoją fotografie – rudego chłopaka w żółtej bluzie, przystojnego blondyna, szczupłej blondynki z różą i kolejnej w stroju ludowym, chłopaka z czerwonymi włosami. Znaczą miejsca, gdzie dosięgły ich kule. Ślady kul widać też na ścianach – w cienkiej ściance naprzeciw wejścia zrobiły dziury na wylot, w tej pod oknem utkwiły głęboko.  

W dobudowanej sali na końcu zebrano fakty o zamachu. Agenda dnia mówi o porannej gimnastyce i najważniejszym wydarzeniu – spotkaniu z uwielbianą przez młodych ludzi z AUF byłą premier Gro Harlem Brundtland (była najważniejszym celem terrorysty, ale wyjechała z wyspy tuż przed zamachem). Dziś wiemy, że zaplanowany na ten dzień turniej piłki nożnej i koszykówki odwołano z powodu deszczu, a wieczorną dyskotekę – po wydarzeniach w Oslo. Linia czasu na ścianie krok po kroku pokazuje, jak wyglądał dzień zamachu od wybuchu bomby w dzielnicy rządowej. Oprócz godzin i faktów na wykresie znajdują się smsy uczestników obozu i ich bliskich: kocham was; boję się; ktoś strzela; nie dzwoń, bo musimy być cicho. Niektóre dialogi ze strony wyspy nagle się urywają. Obok widnieje informacja z godziną śmierci. Kafeteria i to pomieszczenie to najważniejsza część upamiętnienia. Zwiedzamy ją w ciszy, indywidualnie. Na szczęście, bo tutaj głos i łzy więzną w gardle.  

Nasz spacer kończy się przy prywatnym pomniku ofiar, który ufundowały ich rodziny i ocalali. Zanim powstał, długo rozmawiali o tym, jak powinien wyglądać i w którym miejscu powstać.
Między sosnami, na cienkich stalowych linach, unosi się srebrny metalowy pierścień, w którym wycięto imiona, nazwiska i wiek ofiar. Gdy pomnik powstał 5 lat po tragedii było ich 60. Z czasem dochodziły kolejne i dziś widnieje ich tam 69. – Nikt nikogo nie pospieszał, w żałobie jedni potrzebują więcej, inni mniej czasu i chcieliśmy to uszanować – podkreśla Lars. 

Wyspa edukacji 

Kolejne dni to wykłady i spotkania, które mają nam pokazać, jak tutejsze centrum edukacyjne realizuje swoją misję. Z wykładu Dr Christophera Fardana na temat radykalnych grup w Norwegii dowiemy się, że chociaż takie poglądy to tutaj domena jedynie kilkuset osób, po 22 lipca powstało Centrum Badań nad Ekstremizmem C-REX na Uniwersytecie w Oslo, które ma radykalne ugrupowania monitorować. Zamran A. Butti Maria Østby, edukatorzy z Utøya Learning Center, opowiadają nam o długim procesie, który prowadził do tego, jak upamiętnić ofiary 22 lipca. O rozmowach prowadzonych z rodzinami ofiar i ocalałymi, o rządowych i prywatnych formach upamiętnienia. A także o projekcie pomnika w formie przeciętej wyspy, który zaskarżyli okoliczni mieszkańcy jako zbyt dosłowne przypominanie o tragedii i który z tego powodu nigdy nie powstał.
– Upamiętnienie każdy widzi inaczej, dlatego wymaga szeregu rozmów, kompromisów, czasu, by wypracować najlepsze rozwiązania. W całym procesie ogromną rolę odegrało tworzenie wspólnoty i włączanie w to ludzi – mówi Zemran Butt. Maria Østby dodaje: – Jesteśmy dumni, że udało nam się to na Utøi zrobić tak, że wiele osób odnajduje w tym sens.  

Istotną częścią upamiętniania są spotkania z ocalałymi. My spotykamy się z Natią Chkhetiani. Ciemnowłosa Gruzinka w politykę w swoim kraju zaangażowała się w 2009, po rewolucji róż. Miała 20 lat. Szybko została przewodniczącą lewicowej młodzieżówki. W lipcu 2011 wraz z Tamtą, najlepszą przyjaciółką i sekretarzynią swojego ugrupowania, przyjechały na zaproszenie działaczy AUF na letni obóz na Utøi – podekscytowane i głodne inspiracji. Tamta zginęła w zamachu, Natia przeżyła. Spokojnym głosem opowiada o obozie, wydarzeniach tamtego dnia i o tym, że nie mogła znaleźć po zamachu zrozumienia w rodzinnej Gruzji. Tam terrorysta redukowany był do szaleńca, a polityczny aspekt jego czynu pomijano. Szukając zrozumienia, przeprowadziła się do Norwegii – mieszka w Oslo, ma rodzinę i pracę w organizacji ekologicznej. Jest w kontakcie z innymi ocalałymi i angażuje się w działania centrum edukacji. Czuje, że dzięki temu pozostaje wierna wartościom, w które wierzyły z przyjaciółką. 

Wyspa przyszłości 

Na koniec każdego dnia dzielimy się wrażeniami i próbujemy uporządkować to, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy. Ścierają się myśli i punkty widzenia, bo w naszej grupie są osoby z organizacji społecznych o bardzo różnych profilach: pomagający uchodźcom na polsko-białoruskiej granicy, pracujący z nauczycielami i młodzieżą szkolną nad równością, przeciwdziałaniem przemocy i uprzedzeniami, działający w lokalnych społecznościach i z mniejszościami, a także przy upamiętnianiu ofiar historycznych wydarzeń. Wszyscy jednak pracują w obszarze dialogu i wszyscy przyjechali tu uczyć się, jak mierzyć się z radykalizacją. 

Kiedy pytam ich, czy w swojej pracy spotykają się z radykalnymi postawami, każdy ma coś do opowiedzenia. – Na granicy to nasza codzienność. Radykalnych postaw i zachowań doświadczamy choćby od strażników granicznych, którzy celują do nas z broni i kilka razy dziennie wysyłają nam patrole pod dom – mówi Kaja Kojder-Demska z Fundacji Bezkres, która pomaga uchodźcom na polsko-białoruskiej granicy. O nasileniu postaw zarówno antyizraelskich, jak i antypalestyńskich po wybuchu wojny w Strefie Gazy opowiadają Blanka Błaszczak-Rozenbaum i Ewelina Kaczmarczyk ze Stowarzyszenia Laboratorium Działań dla Pokoju Salam Lab, które przeciwdziała islamofobii oraz Rachela i Jakub Antosz-Rekuccy z Fundacji Sztetl Mszana Dolna, upamiętniającej lokalną społeczność żydowską. Marcin Urbanek i Łukasz Mieszkowski z Fundacji Formy Wspólne, która projektuje pomniki i upamiętnienia, mówią o naciskach, by upamiętnienie w obozie zagłady Sobiborze, nad którym pracowali, kładło akcent na elementy dosłowne (budynek komór gazowych) i przez to radykalizowało izraelską młodzież przyjeżdżającą tu na wycieczki. Monika i Jan Marković z Podkarpackiego Stowarzyszenia dla Aktywnych Rodzin, działającego na rzecz praw dzieci i gender equality, opowiadają o nastoletnich dziewczynach, które na organizowanych przez nich warsztatach przeciw przemocy związanej z płcią kipiały agresją i złością wobec mężczyzn. Barbara Michalska z edukacyjnej Fundacji Kreatywnych Rozwiązań EduKABE, która wspiera nauczycieli, mówi o młodych chłopakach z łódzkich szkół, którzy noszą koszulki z hasłem „Polska dla Polaków”.    

Dyskutujemy więc w bibliotece centrum edukacyjnego i spacerując w grupach po ścieżkach miłości. Do późna, bo w czerwcu słońce zachodzi tutaj za horyzont po 22, a o północy wciąż jest jasno. Staramy się wyłuskać myśli, które z sobą zabierzemy do Polski i do dalszych działań.  

– Jechałem tutaj ze strachem, jak to jest być w miejscu, gdzie stało się coś takiego. Dużym i pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie, że dobrze spędziłem te parę dni, nie czując smutku przez cały czas – mówi Marcin z Fundacji Formy Wspólne – Dla mnie mistrzostwem świata jest pozostawienie kafeterii jako miejsca pamięci, ale ukrytej w nowym budynku, wtopionym w otoczenie, przyrodę. Jest częścią Utøi, ale się nie narzuca.  

– Dla mnie dużą inspiracją jest to, jaką rolę odgrywa tu natura – ciągnie Ewa Romanowska z Fundacji „Borussia” z Olsztyna, zajmującej się lokalną pamięcią. – Kiedy tu przypływamy, widzimy drzewa, a nie pomnik. Mam poczucie, że głównym aktorem jest życie, a nie śmierć.  

– Kiedy chodzimy do lasu na granicy i szukamy ludzi, inaczej ostrzymy wzrok. Długo obawialiśmy się, że ten las już nigdy nie będzie nasz. Ale nawet teraz potrafimy się zatrzymać, by nazbierać poziomek, odzyskujemy go w ten sposób – dodaje Kaja z Fundacji Bezkres. – Tu poruszyło mnie zamknięcie przestrzeni pamięci o tragedii, a odzyskanie dla życia reszty wyspy. Dzięki temu, choć jest to miejsce strachu i smutku, było nam łatwo śmiać się tutaj, bawić, śpiewać piosenki wieczorem przy gitarze. Widzimy tu przyszłość. To wielka inspiracja, nie dostajemy wielu takich lekcji.   

– Mnie uderzyło, że to upamiętnienie tragedii jest tak inne od tego, co znamy – podkreśla Łukasz z Fundacji Formy Wspólne. – Nie jest zamknięte w spiżu czy betonie, ale jest procesem, dzieje się cały czas i zaprasza do edukacji i rozmowy, zdobywania wiedzy, tworzenia tożsamości. 

– Bardzo przeżyłem spotkanie ze śladami tragedii. Szczególnie dwa momenty – zdjęcia, serduszka i kwiaty w kafeterii oraz ślady po kulach – opowiada Julian Czurko z Fundacji Owoc Spotkania, która pracuje z młodzieżą. – Ale potem wyszedłem stamtąd, żeby chwilkę odetchnąć i zobaczyłem, że na dole w tym nowym budynku jest krąg pustych krzeseł, które czekają, żeby na nich usiąść i zacząć dialog. A kiedy zaczyna się dialog, kończy się przemoc.  

– Zderzenie z informacją o wieku osób, które zginęły, było dla mnie bardzo trudne, jak chyba dla każdego rodzica, bo mam niewiele młodsze dzieci – dzieli się wrażeniami Jan. – Dlatego bardzo ważne było spotkanie z Natią, ocalałą, która opowiadała o traumie, ale też o tym, że ma pracę, czteroletnie dziecko, normalne życie. Bardzo chciałbym posłuchać więcej historii ocalałych i rodzin ofiar, dowiedzieć się, jak sobie z tym radzą.  

– Na mnie wrażenie zrobiła skromność upamiętnienia, brak patosu, przekłucie balona – mówi Kornelia Kurowska z Fundacji Borussia– Jak powiedział nam Lars: chcemy, by ludzie wyjeżdżając stąd czuli się lepiej, niż kiedy przyjeżdżają na Utøyę. I to się udaje. A dlaczego? Bo uczą ich praktycznego reagowania na sytuację różnicy. Ci, którzy nabędą kompetencje bycia z innymi mimo różnic, nie dojdą do radykalizmu. My w Polsce to zatraciliśmy i zatraciliśmy umiejętność bycia we wspólnocie. Posypały się idee ją cementujące – religia, państwowość. 

– W Polsce mamy też problem z mówieniem o trudnych doświadczeniach. To, jak o 22 lipca mówią tutaj, zostanie ze mną na długo – podkreśla Barbara z EduKABE. – Bez patosu, bez wskazywania na winnego. Mocno wybrzmiało, że nie jest ważny sprawca, ale ci, którzy zginęli i ci, którzy przeżyli, wzrośli po tym. To otwiera pole do dialogu, przyszłych działań. 

– Analogia z katastrofą smoleńską to pierwsze, co mi przyszło do głowy – mówi Ewa Stokłuska z Fundacji Edukacja dla Demokracji. – Tutaj dali sobie czas, zanim powstało upamiętnienie, była przestrzeń na rozmowę, pragnienie, by to łączyło różne potrzeby. U nas od razu stawialiśmy pomniki. I nikt na ten temat nie toczył dialogu z rodzinami ofiar.
– U nas, nawet w sytuacji katastrofy, szukaliśmy winnego, wroga, który za tym stoi. Na tym skupiła się najważniejsza część narracji i bardzo podzieliła ludzi – rzuca ktoś.
– Tutaj cały czas jest podkreślana wielość perspektyw: rodziców, ocalałych, społeczeństwa, a u nas w przypadku Smoleńska była gra o zawłaszczenie racji – dodaje Julian. 

– Tutejsze skupienie na przyszłości, a zarazem kultywowanie wartości: otwartości, dialogu, życia z różnorodnością, akceptacji różnic  – to wszystko niby jest proste i ja to wiem, ale mam wrażenie, że spojrzałam na to z innej perspektywy i nabrałam na nowo motywacji, żeby na tym się skupiać – mówi Ewa z Fundacji Edukacja dla Demokracji.  

– Bycie tu przez kilka dni, poznanie kontekstu, historii wyspy – przed i po ataku, zobaczenie, że oni nie chcą oddać narracji terroryście, budują nie tylko na myśli, żeby ta historia się nie powtórzyła, ale na pozytywach, chęci zmiany świata, sprawia, że myśli się o przyszłości – puentuje Anna Fedas z Fundacji im. Stefana Batorego.  

Wyspa pamięci. Urodziny 

– Wróciliśmy, zbudowaliśmy nowe budynki, powstało centrum edukacji, odbywają się obozy. Tak odpowiedzieliśmy na atak – podkreśla Lars. – Odpowiedzią są też wszyscy ludzie w to zaangażowani, ocalali, którzy wracają tu, opowiadać swoje historie i ci, którzy przyjeżdżają się tutaj czegoś nauczyć, jak wy. Najważniejszą grupą wśród nich są młodzi ludzie w wieku od 15 do 25 lat. Mówimy im, jak sobie radzić, gdy mają z kimś konflikt w klasie czy internecie i jak możemy razem żyć mimo różnic. Dyskutujemy, mamy gry, omawiamy przypadki. Zawsze podkreślamy, że brak akceptacji inności prowadzi do ekstremizmu, a od mowy nienawiści blisko do nienawistnych czynów.  

Zanim wsiądziemy na prom, który przewiezie nas na ląd, Zamran z Utøya Learnig Center zaprasza do szczególnej celebracji. Dziś 30 urodziny obchodziłby Espen Jorgensen. Idziemy pod pomnik ufundowany przez rodziny, srebrny metalowy pierścień zawieszony między drzewami i w imię Espen wkładamy czerwoną różę – symbol Partii Pracy oraz polne kwiaty. Zamran odczytuje wspomnienie o chłopaku, który po raz pierwszy przyjechał na Utøyę, pełen nadziei, planów na przyszłość i chęci do działania, a przez telefon opowiadał rodzicom, że to był najlepszy tydzień jego życia. 

W ten sposób celebruje się tu urodziny każdego z zabitych, wraz z grupami, które akurat są na wyspie. Z myślą, że będziemy pamiętać o nieznanym nam chłopaku i 76 innych osobach, a także o sile dialogu, wsiadamy na prom. Gdy odbijamy od brzegu, przychodzi mi do głowy, że zmienianie świata to nie jakaś utopijna idea. To coś, co ma sens i może nas uratować. 

Wizyta na wyspie Utøya odbyła się w czerwcu 2024 r. i została zorganizowana w ramach programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy we współpracy z programem Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.

Tekst: Agnieszka Wójcińska

Reportaż ukazał się na portalu Onet.pl

 

 

 

W czym możemy Wam pomóc:

Translate »
Content | Menu | Access panel