fbpx
Jak zrobić bombę kwietną?
10 września 2024

Na sali sportowej w Dąbrowie – małej wiosce pod Śremem odbył się turniej „Milionerów”. Muzyka potęgowała napięcie, niepełnoletnia publiczność reagowała z odpowiednim do wieku entuzjazmem. Damian Romański, czterdziestolatek z Książa Wielkopolskiego, wystąpił w roli Huberta Urbańskiego i zadawał pytania: „Czy deszczówka to…” a) gorąca czekolada z bitą śmietaną b) woda w postaci odpadów atmosferycznych c) rosół z kury d) koktajl bananowy. Pytał też: „Co znajduje się na łące kwietnej?” a) parking samochodowy b) galeria handlowa c) basen d) kolorowe, kwitnące i pachnące rośliny. Zgromadzone na sali gimnastycznej dzieci (a była ich około setka) tym turniejem kończyły projekt „Eko-edukator”. Chyba pierwszy taki w Polsce, w którym osoby z niepełnosprawnościami uczyły dzieci z przedszkoli i szkół podstawowych sadzenia roślin, filtracji wody i wtórnego wykorzystywania śmieci.

 Dzieci budują szklarnie 

– Robiliśmy z dzieciakami bomby kwiatowe – z uśmiechem od ucha do ucha mówi Damian Romański (ten sam, który grał Huberta Urbańskiego). Produkcja takiej bomby jest stosunkowo prosta. Wystarczy zdobyć trochę torfu, dodać ziemi, ciut gliny ze sklepu wędkarskiego, odrobinę wody i dużo nasion. Robi się z tego kulę wielkości śnieżki i tak jak śnieżkę można ją rzucić hen daleko. – Po jakimś czasie w tym miejscu, gdzie spadnie, wyrastają kwiatki. Dzieciaki bardzo się cieszyły, jak po zajęciach wyszliśmy przed szkołę i po prostu rzucaliśmy nasze bomby kwietne, żeby powstała tam łąka. Robiliśmy też szklarnie z pięciolitrowych butelek po wodzie: odcina się górę, robi klapę. Następnie nasypuje ziemi, wysiewa nasionka, podlewa, zamyka klapę i stawia na słońcu. Wyrastają kiełki, a potem mikroliście, które można jeść. Dzieciom zajęcia bardzo się podobały. Pytały: „kiedy znowu przyjdziecie?” – kontynuuje Romański. Od siedmiu lat pięć razy w tygodniu przyjeżdża z rodzimego Książa do odległego o 16 kilometrów Śremu, gdzie w szpitalu powiatowym swoją siedzibę ma Śremskie Stowarzyszenie Na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Trójka”, które prowadzi tu Warsztat Terapii Zajęciowej.  

 Takie warsztaty są rozsiane po całej Polsce, będąc miejscem, w którym pełnoletni Polacy z różnymi niepełnosprawnościami mogą korzystać z zajęć mających pomóc im znaleźć swoje miejsce zarówno w społeczeństwie, jak i na rynku pracy. W Śremie ich uczestnicy do dyspozycji mają między innymi pracownię, krawiecką, ogrodniczo-bukieciarską, marketingową, artystyczną czy gospodarstwa domowego. Jako że rynek pracy dla osób z niepełnosprawnościami wygląda w Polsce raczej nieciekawie, placówki tego typu poniekąd pełnią rolę opiekuńczą. Nieraz ich uczestnicy spędzają tu długie lata, ucząc się nowych rzeczy i na przykład wytwarzając rękodzieło. – Jesteśmy chyba jedynym warsztatem w Polsce, który mieści się w szpitalu, ale tylko taka lokalizacja była w Śremie dostępna. Na początku myśleliśmy: „O, Jezu, wszyscy będą nas kojarzyć wyłącznie ze szpitalem”. Okazało się jednak, że mamy tu bardzo duży rynek zbytu. Przychodzą do nas pielęgniarki, lekarze, rodzice i kupują nasze wyroby lub składają zamówienia. Robimy kiermasze, sprzedajemy rękodzieło w sklepiku internetowym „Wutezeria” –  mówi prezeska Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Trójka” Dominika Stefaniak. 

Kiedyś byłem larwą 

– Jestem przykładem na to, że obojętnie w jakim środowisku byś wyrósł, jeśli trafisz na dobrych ludzi, którzy zauważą w tobie coś wartościowego, możesz wyjść z każdego szamba – kontynuuje swoją opowieść Romański. Ma na sobie czarną koszulkę z kolorową wycinanką kurpiowską i napisem „Chłop z jajami”. Mówi o swoim szoku, którego doświadczył, gdy przyjechał do Warsztatu Terapii Zajęciowej pierwszy raz: – Zdecydowałem się na to, bo zacząłem popadać w marazm. Koledzy pracowali, a ja całymi dniami siedziałem przed laptopem, bo nie miałem nic do roboty. Obracałem się w środowisku, gdzie alkohol i narkotyki były czymś normalnym i nie wiedziałem, że ktoś żyje inaczej. Myślałem, że wszyscy piją alkohol i biorą narkotyki. Zaliczyłem też epizod depresyjny. W końcu postanowiłem  przyjeżdżać do Śremu. Pierwszego dnia myślałem jednak, że nie dam rady. Tu chodzą osoby z różnymi niepełnosprawnościami, w tym intelektualną. Ja jestem osobą niepełnosprawną z porażeniem mózgowym, ale skończyłem szkołę średnią i tu w główce – Romański wskazuje z uśmiechem na swoje czoło – wszystko pracuje prawidłowo. Zobaczyłem tu dorosłych ludzi, z których ktoś koloruje kolorowankę, a ktoś inny wykleja krepiną obrazek Kubusia Puchatka. Pomyślałem: „Kurczę, chyba się tu nie odnajdę”. Zacząłem jednak rozmawiać dużo z pracownikami, którzy bardzo mnie wsparli. Po siedmiu latach to miejsce stało się dla mnie domem, a wszystkich uczestników – czy to z autyzmem czy z zespołem Downa –  traktuję jak swoich kolegów i koleżanki. Żadnego z nich się nie wstydzę – opowiada pogodnie. Przez kilka lat Damian udzielał się w pracowni krawieckiej, teraz chodzi na zajęcia do pracowni zawodowej. W warsztatach terapii zajęciowej miał też zapewnioną terapię psychologiczną. – Zrozumiałem, że nie muszę się maskować, mogę pokazać swoją wrażliwość. Nawet jak raz przyszedłem pod wpływem alkoholu, to ci ludzie nie skreślili mnie, tylko dali mi szansę, bo zobaczyli we mnie coś dobrego. Zacząłem pisać wiersze. Jeden jest o  przepoczwarzaniu się. Myślałem, że jestem zwykłą larwą, a dzięki temu miejscu uwierzyłem, że jestem motylem. 

Z 40 uczestników warsztatu terapii zajęciowej, do projektu „Eko-edukator” pracownicy wybrali piętnaście osób. Damian był jedną z nich.  

 Jak nas przyjmą dzieci? 

– To był chyba najważniejszy projekt, nad jakim w życiu pracowałam – mówi Monika Dukat. Jest trenerką pracy, specjalistką do spraw projektów i to w jej głowie powstała myśl, że być może osoby z niepełnosprawnością są w stanie prowadzić zajęcia dla małych dzieci.  – Rynek pracy nie chce osób z niepełnosprawnością umiarkowaną albo znaczną. Może w większych miastach to wygląda trochę inaczej, ale ja mam nawet trudność w zorganizowaniu praktyk dla naszych uczestników. Czasami słyszę od pracodawcy: „nie chcemy was wyzyskiwać”. Mówię, że to nie chodzi o wyzysk, bo ci ludzie u nas świetnie pracują. Muszą mieć jednak możliwość poćwiczenia w innych warunkach. Uwierzyć, że coś potrafią, przemóc się, wyjść do ludzi.  

Projekt był finansowany z programu Aktywni Obywatele Fundusz Krajowy i trwał dwa lata. Przez pierwszy rok piętnastu przyszłych eko-edukatorów musiało się nauczyć prowadzenia warsztatów na temat ekologii i ogrodnictwa i stać się swoistymi ekspertami w tych dziedzinach. Przy szpitalu w Śremie założyli ogród ekologiczny. Zbudowano szklarnię, postawili drewniane donice (wysokie – tak, żeby osoby na wózkach nie musiały się schylać). Siano, ścinano, obserwowano. Uczestnicy pracowni ogrodniczo-bukieciarskiej ze starych palet zbudowali też domki dla owadów i jeży. 

Pracownią opiekuje się Ewelina Bednarska-Dopierała, terapeutka zajęciowa. Była ona też odpowiedzialna za to, by opracować scenariusze i przeszkolić uczestników projektu. -Wysiewaliśmy nasiona, patrzyliśmy, jak kiełkują, obserwowaliśmy, jak rośliny rosną – opowiada  Bednarska-Dopierała i pokazuje materiały, które były wykorzystywane do zajęć z dziećmi. Nasiona mango, gorczycy, czarnuszki, rzeżuchy, jeżówki. Plansze pozwalające łatwiej zapamiętać nowe informacje („skład deszczówki zależy od czystości powietrza. Zawiera gazy, sadzę, pyłki roślinne, pył przemysłowy, mikroorganizmy, a także pewne ilości soli mineralnych” czy też „Zero Waste  – podejście do życia, w ramach którego dana osoba stara się maksymalnie zredukować ilość wytwarzanych przez siebie śmieci”), nawet doniczki z odzysku – zrobione z kartonów po mleku.  – Przed każdym wyjazdem do dzieci robiliśmy dokładne omówienie tego, co się będzie działo – dodaje Bednarska-Dopierała.  

Zresztą wszyscy uczestnicy w ciągu roku chodzili też na warsztaty zasad komunikacji z dziećmi i prowadzenia zabaw integracyjnych. 

– Dostali też wsparcie psychologiczne przed zajęciami. Mogli porozmawiać o swoich obawach lub strachu– dodaje Monika Dukat. 

– A czego się bali? 

– Że dzieciaki ich wyśmieją. 

Dwa światy równoległe 

– Oni byli zestresowani i ja też byłam. Przygotowani byli świetnie, ale nie wiedziałam, jak poradzą sobie z presją, by dobrze wypaść. Kiedy przyjeżdżaliśmy do szkoły czy przedszkola, to siłą rzeczy wzbudzaliśmy zainteresowanie. Przychodził dyrektor, pojawiał się jakiś nauczyciel, nawet woźni i panie sprzątające czasem zaglądali – wspomina Ewelina Bednarska-Dopierała. W projekcie „Eko-edukator” wzięły udział Szkoła Podstawowa i Przedszkole im. Jana Pawła II w Dąbrowie, Szkoła Podstawowa nr 2 w Śremie i Przedszkole Językowe „Kinderki” ze Śremu.  To w tych placówek regularnie odbywały się warsztaty, a w szkole w Dąbrowie, która była partnerem w projekcie, miał miejsce turniej  „Milionerów” 

Okazało się, że dla większości eko-edukatorów  największą trudnością było wyjście do społeczności osób, które tych niepełnosprawności nie mają. Bardzo często w swoim życiu integrują się i przebywają wyłącznie z innymi osobami uczęszczającymi tak jak oni do podobnych placówek. W związku z tym tworzą się dwa światy, które o sobie nawzajem niewiele wiedzą. – W „Eko-edukatorze” my naprawdę wyszliśmy na zewnątrz środowiska i mogliśmy coś zaproponować. Projekt był finansowany z programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy, więc mieliśmy środki na porządne materiały. Nasi edukatorzy mieli fajne zielone koszulki z logo, dla dzieci mieliśmy ładne śmieszne rękawiczki ogrodnicze. Uczestnictwo w tym projekcie było wręcz nobilitujące – mówi Monika Dukat. – Dzieci bardzo na nich czekały, chciały kontaktu. Robiły też niespodzianki – na przykład w dniu zajęć wszystkie ubierały się na zielono. Bardzo ważne też było to, że dzieci prosiły o pomoc, kiedy z reguły jest tak, że pomaga się osobom z niepełnosprawnością, a nie na odwrót. Nasi uczestnicy mieli możliwość stanięcia po drugiej stronie barykady. Jeden z chłopaków miał kompleks z tego powodu, że porusza się na wózku. Posadziłam jego i dzieci  w kręgu – tak, że wszyscy byli na tym samym poziomie. Dla niego to było niesamowite doświadczenie, bo zauważył, że nikt nie zwraca uwagi na jego niepełnosprawność – dodaje Ewelina Bednarska-Dopierała. 

Przytulenie, które powala z nóg  

Kamil jest sportowcem, bierze udział w olimpiadach specjalnych. We wtorki, czwartki i piątki ma kilkugodzinne treningi. Jeśli pogoda jest ładna, chodzi „z kijami” – tymi do nordic walking. uczęszcza do pracowni ogrodniczo-bukieciarskiej i był też jednym z eko-edukatorów. –  Pamiętam umorusane ziemią ręce i buzie dzieci. Najbardziej niesamowity był jednak ich uśmiech – nieśmiało uśmiecha się na to wspomnienie. – Kiedy wyjeżdżaliśmy, dzieci stawały się smutne, wyciszone, a gdy następnym razem znów się pojawialiśmy, bardzo cieszyły się na nasz widok. To było wspaniałe. Dla mnie jako osoby niepełnosprawnej ważne było to, że mogę tym dzieciom coś pokazać, czegoś ich nauczyć – wspomina. A Damian dodaje: – Po każdym spotkaniu z dziećmi czułem się taki dowartościowany. Widziałem, że wszyscy dobrze wypadliśmy i że dzieci naprawdę się cieszyły – mówi. W trakcie trwania projektu okazało się, że Damian odnalazł się w roli animatora. Prowadził zajęcia ruchowe dla dzieci, zachęcał je do zabawy. Miał do tego dryg. – W przedszkolu w Śremie była dziewczynka ze spectrum autyzmu. Siedziała z boku i nie uczestniczyła w zajęciach. Bawiliśmy się wtedy chustą Klanzy, tańczyliśmy, kładliśmy się na podłodze. Dawałem z siebie wszystko, byłem mokry od potu. Leżałem na brzuchu i w pewnym momencie poczułem, że ktoś położył się na mnie i się do mnie przytulił. To była ta dziewczynka z autyzmem! A jak wstałem, to uwiesiła się na mnie z tyłu – tak, że poleciałem do przodu, bo się tego nie spodziewałem – dodaje Damian i widać, jak bardzo jest szczęśliwy, snując tą opowieść.  

Tajemniczy ogród 

Ogród, którym się opiekują uczestnicy pracowni ogrodniczo-bukieciarskiej jest ogrodem społecznym. Powstał z myślą, że za jakiś czas będą mogły korzystać z niego różne grupy społeczne ze Śremu. Jest w trakcie swoistej przebudowy, niedługo staną tu dwa budynki kontenerowe i będzie w nich miejsce na dodatkowe pracownie i sanitariaty. Pieniądze na rozbudowę Warsztatu Terapii Zajęciowej częściowo pochodzą z nagrody, którą zajął projekt „Eko-edukator” za zajęcie pierwszego miejsca w XII edycji konkursu „Wielkopolska otwarta dla osób z niepełnosprawnościami”, organizowanego przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego. Dziennikarze pisali tak: „To był innowacyjny pomysł, który pokazał, że można przełamać własne słabości, pokonać istniejące bariery społeczne, obalić zakorzenione głęboko mity związane z niepełnosprawnością”.  

Kiedy w ogrodzie staną nowe budynki, bardzo możliwe że na eko-zajęcia będą tu przyjeżdżały grupy szkolne i przedszkolne. Tym bardziej, że Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Trójka” i Fundacja Origami założyły właśnie spółdzielnię socjalną „Działalnia”. Od  sierpnia pięć osób, które uczestniczyły w „Eko-edukatorze” idzie do pracy do powstającej szkoły podstawowej w Wyrzece. Będzie to szkoła ukierunkowana na wsparcie dzieci z autyzmem. Osoby z Warsztatu Terapii Zajęciowej będą tam pracować w kuchni, ogrodzie i dbać o porządek na terenie szkoły. 

– Cały czas jest taki trend, że osoby niepełnosprawne są tylko biorcami różnych świadczeń. Że nikt ich do pracy nie przyjmie, bo nie dadzą rady. A przecież usługa eko-edukatora może być kupowana przez szkoły i przedszkola, prawda? Wiele placówek nie ma swoich ogrodów, możemy ich zaprosić do nas. Myślę, że wcześniej czy później jedną z usług spółdzielni socjalnej będzie właśnie prowadzenie takich zajęć edukacyjnych. Na bazie tych doświadczeń, które żeśmy wypracowali. Widzimy, że niektóre osoby potrafią pracować z dzieciakami, potrafią je zainteresować, że mają wrodzone ciepło i umiejętność nawiązywania kontaktów – mówi prezeska Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Trójka” Dominika Stefaniak.  

Jedną z osób, która od sierpnia odchodzi z warsztatów terapii zajęciowej i idzie do pracy w nowo-utworzonej spółdzielni socjalnej jest Damian: – Mamy jedno życie, więc trzeba spróbować czegoś innego. Mam już 40 lat i na razie nic mnie nie boli. Życie jest coraz droższe, a będę miał dodatkowe pieniążki. Siedem lat temu inaczej bym mówił, ale teraz jestem zdania, że każda zmiana przynosi coś fajnego. Nawet jeśli na początku się jej obawiamy. 

Projekt EKO-Edukator” Śremskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Trójka” został zrealizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG. 

Tekst: Ewa Wołkanowska-Kołodziej

Fot. Anna Liminowicz

Reportaż ukazał się na portalu Onet.pl

W czym możemy Wam pomóc:

Translate »
Content | Menu | Access panel