fbpx
Leśny ruch oporu
21 czerwca 2024

Dawno temu był tutaj tylko lód. Trzymał tutejsze ziemie w uścisku przez 100 tys. lat, razem ze Skandynawią, Wyspami Brytyjskimi i częścią dzisiejszych Niemiec. Dopiero kiedy przyszło ocieplenie, lądolód zaczął wycofywać się z Pomorza na północ. Wędrował niespiesznie, w tempie geologicznym, czyli przez kilkadziesiąt tysięcy lat, a po drodze żłobił doliny, wypiętrzał pagórki i zapełniał jeziora, tworząc jedyny w swoim rodzaju krajobraz, przez naukowców zwany polodowcowym.

Potem pojawił się las. Najpierw niski jak syberyjska tundra, potem, wraz z ocieplaniem się klimatu, coraz bardziej drzewiasty. Na zboczach wyrosły buki i dęby, rozpełzły się grzyby i porosty; nad jeziorami zakwitły lobelie, torfowiska pokryły się mchem.

Dziś Trójmiejski Park Krajobrazowy ma blisko 20 tys. hektarów, dziesięć rezerwatów przyrody i trzy obszary Natura 2000. Żyje tu 160 gatunków ptaków i 850 gatunków roślin. – Niektóre z nich to endemity. Normalnie występują tylko w górach – mówi Paweł Szutowicz, prawnik i aktywista Koalicji Las Jest Nasz. Bo TPK to unikat: przez to, że powstał na morenie polodowcowej, panuje tu specyficzny mikroklimat, a drzewostan zbliżony jest do górskiego.

— Ostatnio trafiliśmy nawet na grzyby mun – dodaje Michał Kamelski i otwiera w komórce zdjęcie charakterystycznych, fioletowych kapeluszy.

Na co dzień Paweł pracuje jako radca prawny w kancelarii, Michał jest inżynierem. Połączyła ich niezgoda na to, co działo się w lesie.

— Wychodziłem pobiegać, wracałem wkurzony – mówi Michał. – Z roku na rok coraz więcej wycinek, ścieżki niszczone przez ciężki sprzęt. W zeszłym roku zboczyłem trochę z trasy, wbiegłem do zagajnika w głębi lasu. A tam: wycięta masa drzew, przeorana ściółka. Pamiętam to uczucie fizycznego bólu, jakbym stracił kogoś bliskiego. Wróciłem do domu i zacząłem szukać w internecie aktywistów, do których mógłbym się przyłączyć.

Paweł z zamiłowania jest przyrodnikiem i ptasiarzem, czyli podglądaczem ptaków. Zjeździł wszystkie parki narodowe w Polsce, angażował się w ochronę zagrożonych gatunków. W ruchu leśnym działa od trzech lat. – Wychowałem się w Starej Oliwie, zabytkowej dzielnicy położnej pod lasem – opowiada. – W niedzielę dziadek zabierał mnie na Górę Schwabego. To było magiczne miejsce. Szliśmy stromą ścieżką, człowiek zadzierał głowę i nie widział wierzchołka, tylko ścianę drzew przed sobą. A dziś? Idę na spacer i łapię się na tym, że zaczynam wypatrywać kropek.

Pomarańczowa kropka na korze to znak, że drzewo zostało przeznaczone do wycinki. Ostatni moment, żeby je uratować.

Wiek rębny

Trójmiejski Park Krajobrazowy prawie w całości należy do Nadleśnictwa Gdańsk. Szacuje się, że co roku z terenów Parku wyjeżdża ponad 100 tys. metrów sześciennych drewna. Wycinki, mówią aktywiści, nasiliły się w ostatnich latach.

Problem dotyczy nie tylko Trójmiasta. Lasy tnie się w całej Polsce. Według danych GUS, w ciągu ostatnich 30 lat liczba drewna pozyskiwanego rocznie przez Lasy Państwowe wzrosła ponad dwukrotnie.

Leśnicy odpowiadają, że ciąć trzeba. Po pierwsze, żeby las odmłodzić. Po drugie, żeby doświetlić najmłodsze drzewa, które rosną w cieniu bardziej dorodnych osobników.

— Tak jakby ten las – mówi Michał – nie radził sobie przez tysiące lat bez leśników. I nie mógł żyć dalej bez tych sztucznych zabiegów.

— Ostatnio leśnik na wysokim stanowisku tłumaczył mi, że w lesie, tak jak w mieście, musi być miejsce i dla starców, i dla dzieci – dodaje Paweł. – Odpowiedziałem, że zgodnie z moją wiedzą rozwój drzew przebiega inaczej niż rozwój homo sapiens. Nie ma żadnego przyrodniczego uzasadnienia, dlaczego buk, który może żyć 400 lat, powinien zostać wycięty w wieku lat 120. Jeśli już mamy porównywać go do człowieka, to on jest jeszcze całkiem młody, ma jakieś 38 lat. Ja jestem po czterdziestce, czyli można by powiedzieć, że przekroczyłem już wiek rębny.

Dlaczego więc pod topór trafiają drzewa w sile wieku? Aktywiści mówią, że powód jest jeden: pieniądze. – W pewnym momencie takie drzewo, w bardzo dużym uproszczeniu, przestaje rosnąć w górę i rozrasta się wszerz. Jakość drewna się zmienia i trzymanie drzew „na pniu” przestaje być atrakcyjne ekonomicznie. Czyli: nie zrobi się z nich już takiej dobrej deski.

„Przetargozgryzarka”

„80 proc. lasów w Polsce to własność publiczna, a 75 proc. obywateli chce zmniejszenia obszaru, na którym wycina się drzewa. Polskie prawo pozwala jednak ignorować głos społeczeństwa w sprawie zarządzania publicznymi lasami” – piszą na swojej stronie aktywiści z Fundacji Lasy i Obywatele. Jej założycielka, Marta Jagusztyn, od kilku lat doradza, jak walczyć z wycinkami.

— Wszystko zaczęło się pięć lat temu — mówi. – W Szuminie, gdzie mieszkam, gruchnęła wieść, że będą wycinać las przy samej wsi. I to ramach rębni zupełnej, czyli do gołej ziemi.

Szumin położony jest nad Bugiem, godzinę drogi od Warszawy; z jednej strony otaczają go sosnowe lasy, z drugiej nadrzeczne łąki. Większość domów należy do letników, którzy szukają tu odpoczynku od miasta. – Byliśmy gotowi o nasz las walczyć, tyle że nikt nic nie wiedział. Gdzie będą ciąć? Na jakich zasadach? Wszędzie słyszeliśmy, że nic nie da się zrobić.

Marta przez wiele lat pracowała jako koordynatorka projektów rozwojowych w krajach Azji i Afryki. Skoro w Chinach ludzie próbują walczyć o swoje prawa, pomyślała, to chyba da się to zrobić w demokratycznej Polsce. Research zajął jej dobry miesiąc. Dowiedziała się, co to jest rębnia zupełna i częściowa, jak czytać PUL (Plan Urządzania Lasu), i że istnieje coś takiego jak konwencja z Aarhus, która mówi, że obywatele mają prawo do informacji i udziału w decyzjach dotyczących ochrony środowiska.

— Wkrótce w weekendy wisiałam na telefonie — mówi. – Dzwonili ludzie z całej Polski, którzy usłyszeli o Szuminie i chcieli się poradzić, jak ratować swój lokalny las.

Tak narodziła się Fundacja Lasy i Obywatelki (albo: Lasy i Obywatele, bo forma męska i żeńska używana jest zamiennie), która łączy leśnych aktywistów z całego kraju i dostarcza im narzędzi do działania.

Jednym z większych problemów, mówi Marta, jest dostęp do informacji o lasach. W ostatnich latach Lasy Państwowe nie chciały ujawniać wielu istotnych danych, w tym o planowanych wycinkach w bieżącym roku, chociaż teoretycznie zobowiązuje je do tego między innymi wspomniana już konwencja z Aarhus (Polska ratyfikowała ją w 2003 r.). – Dostępne są dane z PUL, czyli Planu Urządzania Lasu, który musi sporządzać każde nadleśnictwo. Tyle że PUL robiony jest na dziesięć lat do przodu. Nie dowiemy się z niego, kiedy dokładnie w naszym lesie będzie wycinka.

Żeby zdobyć te dane, aktywiści z fundacji zaczęli śledzić przetargi. Zgodnie z prawem każde nadleśnictwo, tłumaczy dalej Marta, musi ogłosić przetarg na wykonawcę prac, które planuje przeprowadzić w lesie w kolejnym roku. – Problem w tym, że nadleśnictw w Polsce jest 429, musieliśmy się więc przekopać przez dokumentację z 429 przetargów. To były dwa miesiące pracy. Żeby ułatwić przenoszenie danych, nasi informatycy napisali specjalny program. Nazwaliśmy go „przetargozgryzaką”.

Na podstawie tak zdobytych danych powstała interaktywna mapa wycinek w całej Polsce. Nazywa się „Zanim wytną Twój las” i jest dostępna na stronie fundacji. Wystarczy odnaleźć na niej swój najbliższy las i kliknąć, żeby otworzyło się okienko z informacjami o tym, co leśnicy szykują w tej okolicy.

– Rozpętała się o to wielka awantura. Lasy Państwowe oskarżyły nas o manipulację; przeszkadzał im nawet czerwony kolor, którym zaznaczyliśmy wycinki – mówi Marta. – W pewnym momencie chłopak zajmujący się utrzymaniem strony zadzwonił do mnie, że mamy atak hakerski. Okazało się, że w pierwszym tygodniu na naszą stronę próbowało wejść 100 tys. osób i nie był to żaden atak: ci wszyscy ludzie naprawdę rzucili się sprawdzić, czy nie wytną im najbliższego lasu.

60 wygranych spraw

Dwa lata temu Marta Jagusztyn pojechała w Polskę, żeby uczyć innych, jak można się zorganizować w obronie lasów. Była między innymi w Głuszycy pod Wałbrzychem, gdzie z powodu wycinek zaczęły wysychać studnie, i w Sopocie, gdzie wojewoda z nadania PiS odrzucił przygotowywany przez kilka lat Plan Ochrony Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Projekt „Lasy są wspólne – obywatele mogą decydować” wsparł grant z programu Aktywni Obywatele.

– Pięć lat temu, kiedy zaczynaliśmy, w całej Polsce naliczyliśmy 30 interwencji w sprawie lasów – mówi Marta. – Od tamtego czasu dotarliśmy do 450 różnych inicjatyw.

Dlaczego Polki i Polacy ruszyli bronić lasów? Augustyn Mikos ze stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, jednej z najstarszej organizacji ekologicznych w Polsce, mówi, że powodów jest kilka. Pierwszy to wzrost zamożności społeczeństwa: kiedy mamy zaspokojone podstawowe potrzeby, możemy skupić się na innych kwestiach, na przykład ochronie środowiska. Drugi to sprawa wycinek w Puszczy Białowieskiej, która odbiła się głośnym echem w całej Polsce. Swoje zrobiła też pandemia i związane z nią lockdowny. – Kiedy zamknięto miasta, ludzie zwrócili się w stronę natury, czasem tej najbliższej, jak podmiejski lasek. I odkryli, że w tym lasku też wycinane są drzewa.

Żeby połączyć grupy i osoby działające na rzecz lasów, aktywiści z Fundacji Lasy i Obywatelki stworzyli interaktywną mapę inicjatyw z całej Polski. W ramach projektu opracowali poradnik dla samorządów, jak mogą walczyć z wycinkami na swoim terenie. Przez dwa lata zbierali też dane o wszystkich wnioskach i uwagach, jakie lokalne społeczności zgłaszały do Lasów Państwowych. – Tutaj też natrafiliśmy na opór. Nadleśnictwa nie chciały się tymi danymi dzielić, zasłaniając się tłumaczeniem, że to nie jest informacja o środowisku – mówi Marta. – Za każdym razem szliśmy więc do sądu. Dziś mamy na koncie ponad 60 wygranych spraw.

Z czego zrobione jest krzesło

Po spotkaniu z Martą Jagusztyn w sopockiej bibliotece zawiązała się w Trójmieście Koalicja Las Jest Nasz. Przystąpiły do niej lokalne organizacje ekologiczne i pozarządowe, aktywiści i aktywistki, a także zwykli mieszkańcy, którym nie podoba się skala wycinek. – Mamy grupę na Facebooku, do której należy 600 osób. Na co dzień aktywnie działa około 30 – mówi Michał.

Od dwóch lat monitorują przetargi organizowane przez nadleśnictwo i patrolują lasy, kontrolując skalę wycinek. Organizują spacery przyrodnicze, happeningi, lobbują wśród lokalnych polityków.

— W zeszłym roku zgłosili się do nas mieszkańcy gdyńskiego osiedla, zaniepokojeni, że w ich lesie pojawiły się pomarańczowe kropki — opowiada Paweł. – Zrobiliśmy tam audyt. W naszym gronie są specjaliści od ornitologii i mykologii, osoby z wykształceniem przyrodniczym, więc przeszliśmy cały ten teren, od jednej kropki do drugiej. Okazało się, że do wycinki przeznaczono sporo drzew biocenotycznych, czyli takich, które mają zwiększoną wartość przyrodniczą, bo mogą stać się pożywką lub domem dla innych organizmów leśnych. To na przykład drzewa dziuplaste, z wieloma pniami, z pękniętą korą.

Każde takie drzewo aktywiści opisali i sfotografowali. Dokument złożyli w nadleśnictwie. Odpowiedź przyszła po pół roku: leśnicy zrezygnują z wycinki cennych drzew. – To działanie skuteczne, ale na małą skalę – podsumowuje Paweł. – Nie da się zrobić audytu całego TPK.

Dlatego Koalicja chce, żeby w przyszłości cały teren Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego wyłączony był z pozyskiwania drewna dla celów gospodarczych. – Nie jesteśmy całkowicie przeciwni gospodarce leśnej – zaznacza Michał. – Obok lasów cennych przyrodniczo i społecznie powinny być takie, które będą realizować funkcję gospodarczą. Drewno jest surowcem, z którego nie da się do końca zrezygnować.

Ale i tutaj, mówią, jest dużo do zrobienia.

Paweł: – W dyskusji z leśnikami zawsze w końcu padnie jedno pytanie: a z czego zrobione jest krzesło, na którym pan siedzi? Oczywiście, że z drewna. Tyle że ja to krzesło kupiłem 15 lat temu i nadal je użytkuję. Problemem jest produkcja mebli nietrwałych, które po roku nadają się do wyrzucenia. Ile z nich zostanie powtórnie przetworzonych, a ile trafi do pieca?

– Niedawno udało mi się kupić stół z odzyskanego drewna – dodaje Michał. – Są firmy, które się tym zajmują, ale systemowy recykling drewna w Polsce nie istnieje.

To nie jedyny przykład, jak marnuje się cenny surowiec. Według danych GUS, do polskich elektrowni i elektrociepłowni trafia co roku 5 mln metrów sześciennych drewna. Można by nim wypełnić 165 tys. ciężarówek. Albo pięć Stadionów Narodowych w Warszawie.

– 60 proc. drewna pozyskiwanego w polskich lasach jest spalana – mówi Augustyn Mikos z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot.

W ramach projektu „Lasy są wspólne – obywatele mogą decydować” aktywiści z Pracowni monitorowali decyzje, jakie w sprawie lasów zapadały na poziomie europejskim. Przykład? – Niedawno Komisja Europejska zaproponowała, żeby podnieść próg udziału odnawialnych źródeł energii w ogólnej produkcji energii. Jak ma się to do lasów? Otóż trzeba wiedzieć, że w Polsce i Unii Europejskiej większość energii odnawialnej produkowana jest przez spalanie biomasy. A część tej biomasy to biomasa drzewna, czyli drewno i jego produkty uboczne: ścinki, trociny przerobione na pelet. To drewno spalane jest w elektrowni, która jednocześnie bierze dopłaty za produkcję energii odnawialnej.

— Czyli wycinamy lasy, żeby walczyć ze zmianami klimatu?

— Argument jest taki, że drzewa przecież odrosną. A dwutlenek węgla produkowany przy spalaniu drzew zostanie przez nie znowu związany. Tyle że nikt nie bierze pod uwagę perspektywy czasowej. Jeśli dziś zetniemy stuletnią sosnę, to ona będzie potrzebowała stu lat, żeby się odrodzić. Dlatego aktywiści z ruchów leśnych w całej Europie walczą o to, żeby z listy odnawialnych źródeł energii wykreślić drewno, jeśli zostało ono pozyskane specjalnie w celu spalenia.

Koniec krzywego buka

Była sobota, Paweł zabrał dzieci do zoo, które graniczy z Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym. Usłyszał warkot pilarek. Koleżanka, która pojechała na miejsce, zadzwoniła, że rąbią na Górze Schwabego. Płakała.

Tej wycinki nie udało się zatrzymać, chociaż przyrodnicy z Koalicji Las Jest Nasz przesłali do nadleśnictwa listę drzew biocenotycznych. Był na niej „krzywy buk”, 25-latek o nietypowej urodzie, z pniem wygiętym pod kątem prostym. Był „buk ślimaczy”, trzydziestoletni, z zaczątkiem dziupli, w której przyrodnicy znaleźli zimujące ślimaki.

Walka o las w Szuminie trwa. Nie udało się uratować terenu, gdzie gniazdował bocian czarny, wycięto też starą aleję świerkową. – Ale inna część lasu, ta położna najbliżej wsi, wciąż żyje – mówi Marta. – Próbowaliśmy różnych sposobów, w końcu wytoczyliśmy Lasom Państwowym proces cywilny. Jedyny taki w Polsce. I sąd dał nam na naszym lesie zabezpieczenie, co oznacza, że nie można go wyciąć przed zakończeniem procesu.

Jesienią, przed wyborami do parlamentu, ponad 290 organizacji i ruchów społecznych z całej Polski podpisało Manifest Leśny. To 10 postulatów, wzywających do zmian w zarządzaniu lasami. Między innymi: wyłączyć 20 proc. lasów z użytkowania gospodarczego i oddać ludziom i przyrodzie; zaprzestać spalania drewna w elektrowniach; zapewnić społeczeństwu dostęp do informacji o lasach.

Po zmianie władzy nowa Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych po raz pierwszy udostępniła Fundacji Lasy i Obywatele dane o bieżących wycinkach.

W styczniu nowa minister klimatu i środowiska ogłosiła, że wycinki zostaną wstrzymane lub ograniczone na pół roku w 10 miejscach w całej Polsce. Na liście jest między innymi Trójmiejski Park Krajobrazowy z Górą Schwabego.

Epilog

Dawno temu był tutaj lód. Potem wyrósł las. Człowiek pojawił się w tej historii jako ostatni; pierwsze siedliska ludzkie, jakie odkryto na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, datuje się na 5000 lat p.n.e.

Co będzie dalej? „Musimy uratować nasze lasy, żeby one mogły uratować nas”, piszą w dramatycznym apelu naukowcy z Komitetu ds. Klimatu przy Polskiej Akademii Nauk. I przypominają, że w walce ze zmianami klimatu las jest naszym kluczowym sojusznikiem: przechwytuje z atmosfery dwutlenek węgla, zmniejsza skutki susz i powodzi, w upalne dni staje się schronieniem dla mieszkańców miast.

– Cały czas myślimy, że lasy są zależne od nas – mówi Marta Jagusztyn. – A przecież my w równym stopniu zależymy od nich.

Projekt „Lasy są wspólne – obywatele mogą decydować” Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, Fundacji Lasy i Obywatele oraz Stowarzyszenia MODrzew został zrealizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

Tekst: Katarzyna Brejwo

Fot. Anna Liminowicz

Reportaż ukazał się na portalu Newsweek oraz Onet.pl

Print Friendly, PDF & Email

W czym możemy Wam pomóc:

Translate »
Content | Menu | Access panel